Wylądowałam ponownie na antybiotykach, tym razem na zatoki. To się musiało tak skończyć niestety. Plusem jest to, że miałam czas sobie trochę odpocząć i porobić parę rzeczy, bo mam zakaz wychodzenia z domu, głównie przez zmiany temperatury i zimny wiatr, który mógłby mnie jeszcze bardziej uszkodzić.
Poświęciłam dwa dni na stworzenie DIY. Nie jest to jakiś super-duper temat i wykonanie, ale wiecie, od czegoś musiałam zacząć, sprawdzić czy się nadaję. Jak na razie odpowiedź brzmi: gucio, a nie się nadaję. Troszkę kłopotliwe jest dla mnie ustawienie aparatu, tak aby mnie nie było widać, ale było widać co robię. Jak odtworzycie filmik to zobaczycie, że tak nie do końca widać co robię. Niestety nie widzę siebie na ekranie, bo nie jest zbytnio ruchomy (do fotografii nie potrzebowałam tego :V) także ostrość i moje ręce zasłaniające wszystko, i ogólnie kadr, no cienko. Przy montażu też poległam, powycinało mi się trochę za dużo, nie udało mi się zrobić tego co chciałam, bo brakło mi cierpliwości i umiejętność. :V
Ale ostatecznie dzwoneczki wyszły mi ładne. :) Jak ktoś widuje mnie czasem na insta stories to widział to kłębowisko żyłek i innych pierdół, które były poprzednimi dzwoneczkami. Co najważniejsze - brzmią cudownie. I jak tylko przywieszę je gdzieś to nagram ich dźwięk. :)
***
Mam jeszcze wolny poniedziałek, nie wiem, może przyda mi się on na tworzenie, może na leżenie. Już się tak nie zapieram, żeby coś stworzyć, nawet jeśli mam taką potrzebę. :')
I jeszcze jedno - na Małej Fabryczce i Etsy rzeczy, których ostatnio nie widzieliście. xD