1 cze 2013

Kolczyki pianki

Właśnie jestem wkurzona. Nie wiem czy na Pocztę Polską czy na Passionroom. Bardziej wierzę w winę poczty. Paczka z produktami wyszła w poniedziałek rano i uwzględniłam wszystko, więc na logikę powinna przyjść wczoraj około 11. Nic takiego nie nastąpiło, na szczęście odreagowałam wyrywając chwasty wśród truskawek i bobu, bo bym coś rozwaliła. Przesyłka pewnie złośliwie przyjdzie w poniedziałek, żeby zatruć mi cały tydzień, bo będę myślała co mogłabym zrobić z elementami. A! Dla niezorientowanych, teraz przebywam w rodzinnym domu, ale w poniedziałek wracam do babci. Potem zostają mi dwa tygodnie, gdzie będę próbowała ratować swoją sytuację z ocenami przed Radą, a jeszcze później wyjeżdżam na miesiąc. I znów jakiekolwiek próby wyładowania artystycznego pójdą na marne, a moje natchnienie będzie musiało zdychać w cierpieniu. Agrr < tu chwyta się dramatycznie za serce, ze zbolałym wyrazem twarzy>!
< chwilę oddycha głęboko > Przejedźmy do gwoździa dzisiejszego posta, mianowicie pianek. Podobają mi się jak wszystkie diabli. Moje pierwsze udane pianki. :D (Tych nieudanym oczywiście nie pokazałam, nie musicie szukać. :P ) Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym coś nie zmieniła. Tak więc te pianki posiadają niebieski kolor, nie ten pastelowy, który zrobił by z nich mdłe cholerstwo, tylko taki żywszy. I perełki, bo stwierdziłam, że same to takie łyse by były. Mam do nich naszyjnik, jeszcze nie sfotografowany. Z niego również jestem dumna. ;)




Poczuliście? Wróciła Zuza rozpisująca się na pół strony. :D Tylko teraz kto to przeczyta...
No nic, macie ponad pół dnia na przeczytanie. ;3
Klik znaczniki.
A tak ogólnie to witam w pierwszym dniu czerwca i wszystkiego słodkiego w dniu dziecka! :D
Całuję ;*