Miałam całkiem udany weekend. Trochę tworzyłam, posprzatałam i przejechałam przypadkiem koło trzydzieści kilometrów. Przypadek polegał na tym, że namierzyłyśmy z kumpelą nową drogę i nie chciało nam się wracać. Nie narzekam, chociaż jestem obolała. Za to opaliłam się nieco i odkryłam, że jednak z moją kondycją nie jest tak źle jak myślałam. :D Potem po nocy lepiłam, nie za dużo, bo jakoś bardziej wchodziło mi przeglądanie Pinteresta niźli skupianie się na dziubaniu. ;) Poszłam spać po drugiej i teraz nieco się kiwam na boki. Strzelę sobie kawę, bo niestety nauka czeka. A konkretnie topografia i budowa mięśni.
Przyszło mi na myśl przy przeglądaniu koralików na poprzednie candy, że te koraliki będą fajnie wyglądały jako takie małe i delikatne naszyjniki. Niestety nie miałam wystarczająco długiego haczyka, aby cztery sztuki się zmieściły i rozdzieliłam na dwa. Drugi naszyjnik niestety nie zdążyłam złożyć, bo spieszyłam się, tak więc kolejny dopiero w weekend.
Cieszę się, że zdjęcia wyszły jasne, bo warunki miałam średnie. Zaczęło się chmurzyć, gdy je robiłam. Ogólnie przeszłam na tryb manualny i wcale nie jest tak źle jak myślałam, że będzie. :D
Fajny, malutki :).
OdpowiedzUsuńUroczy:-)
OdpowiedzUsuńŚliczny ;)
OdpowiedzUsuńWyszedł super, złoto faktycznie idealnie do nich pasuje :)
OdpowiedzUsuńFajnie się prezentuję. :D Kurczę jak ja Ci zazdroszczę, że masz z kimś jeździć. I w dodatku tyle kilometrów. Moja koleżanka po 3 kilometrze była padnięta i musiałyśmy wracać. ;-;
OdpowiedzUsuńCudny, strasznie mi się podobają takie minimalistyczne naszyjniki :)
OdpowiedzUsuń