22 maj 2015

Tycie różyczki

Wyszła mała kołomyja i dzisiaj do domu wracam bardzo późno. Cóż, nie podoba mi się to ani trochę, bo miałam nadzieję, że się jak raz wyśpię. Jeden plus jest, a w sumie nawet dwa. Raz - pouczę się biologii, dwa zrobię wstępne projekty biżuterii. :D Oł, i może obejrzę Doctora Who. :3
Wiecie, miałam bardzo ambitne plany rozwoju bloga, wszystko elegancko rozplanowane aż do grudnia, ale jak zwykle mi się sypie. Bo nie chce mi się spędzić przed laptopem dłużej niż piętnaście minut. Jutro na takie trochę nieszczęście laptop wyjeżdża razem z tatą, więc już kompletnie nie będę miała kiedy cokolwiek zaplanować. :X Dobra, nie demotywuję się i nastawiam psychicznie, że od pierwszego czerwca ruszam z nowościami. A wy trzymajcie mnie za słowo. ;)
Tyciunie różyczki, które mają po koło pięć milimetrów powstały jako elementy do większego tworu, ale okazały się zbędne. Nie chciałam ich marnować, bo wydają mi się zbyt urocze. Dlatego dziubnęłam im sztyfty i można je spokojnie nosić. :3
Mam samozachwyt z tych zdjęć. To jest piękne, w jaki sposób można kontrolować każdy parametr aparatu i zrobić coś naprawdę ładnego. :D



Zabieram się do działania, bo już dość czasu zmarnowałam. ;)
Miłego dnia!
Całuję ;*

8 komentarzy:

Chciałam prosić o miłe słowo, co by mnie mobilizowało, ale chrzanie. W końcu to ty chcesz coś napisać do mnie, a nie na odwrót.

Spamerów grzecznie proszę o opuszczenie tego bloga, tak jak zdziczałych anonimów.

Jeśli masz blog w g+ zostaw link, bo potem nie mogę się odwdzięczyć.

Na pytania zawarte w komentarzach odpowiadam tutaj, więc czasem zajrzyj, jeśli liczysz na odpowiedź. :D